Usypialiśmy dzisiaj w pracy czarnego kota, miał na imię Gratis, miał 16 lat, i serce mi się złamało jak właściciele wyszli bo nie mogli patrzeć na jego ostatnie chwile. A ja musiałam go trzymać. I kiedy trzymałam go na tym nieszczęsnym srebrnym blacie, który już tyle śmierci i nieszczęsnych przypadków przez lata widział. Oparłam się głową wtulając się w jego pięknie czarne futerko i jednocześnie głaskając, urocze lecz już chudziutkie i zmęczone ciałko kociego przyjaciela. Wzruszyłam się. Pierwszy raz od dawna, kiedy dosłownie w ostatnich chwilach zaczął mruczeć. I delikanie pomrukując nucił swoją ostatnią piosenkę - na tym świecie... aż ucichła.. .
kapnęła łza - słona.
nie jedna,
i nie tylko moja...