W domu też nie było za wiele czułości. Nikt nie okazywał emocji, nie cieszył się z drobiazgów, nie doceniał małych sukcesów. Może to wszystko razem się na siebie nałożyło -mój charakter, ludzie, z którymi się trzymałam, i ta cicha depresja, która zawsze gdzieś tam była. Z natury byłam spokojna, choć czasami aż za bardzo nerwowa, zwłaszcza kiedy coś przeżywałam.
Wszystko odbierałam z podwójną siłą. Gdy kochałam albo naprawdę mi na kimś zależało, miałam wrażenie, że nigdy nie będę dość dobra. I wtedy wolałam się odsunąć. Wolałam cierpieć po cichu, niż ryzykować, że znów ktoś mnie odrzuci. Wiedziałam, jak to boli. Po co więc dokładać sobie więcej?
Znałam swoje korzenie. Wiedziałam, że moja rodzina ma swoje problemy. Ale mimo wszystko bardzo ich kochałam. Czy bałam się próbować? Może tak. Czy to tchórzostwo? Być może.
Ale wtedy wydawało mi się, że inaczej po prostu nie potrafię.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Podobał Ci się ten post?
Będzie mi bardzo miło, jeśli zostawisz komentarz!
(To daje ogromną motywację, a przede wszystkim to fajne uczucie, że ktoś czyta to, co piszesz, i dzieli się się swoją opinią ♥)
Serdecznie dziękuję ♥
*spam oraz obraźliwe komentarze nie będą akceptowane* (ಠ⌣ಠ)
P.s. Nie wiesz co robić rób dobro ♥